U A Ha Rowery Dwa

Mam czasem wrażenie, że kiedy człowiek (dajmy na to ja) zaplącze się w prawdziwe, poważne życie to ciężko się potem z tej powagi wyplątać. Stąd mój zachwyt i chęć zatrzymania się nad twórczością Ariela Schlesingera. Artysta zdaje się bowiem być zupełnie wyplątany z powagi Sztuki, przed duże S i Życia przez duże Ż.

Z jego twórczością zapoznałam się dosłownie chwilę temu, przebywając w Izraelu, z którego Schlesinger pochodzi. Artysta niczym Pomysłowy Dobromir bawi się w wynalazcę, czyniąc absurd rodzajem sztuki ready- made.

SONY DSC

Low Potential Disturbance, Ariel Schlesinger 2008

Szczególnie zajmuje mnie jego zachwyt rowerami. W pracy pt.: „Low potential disturbance” artysta wypełnia opony roweru (czerwonego i górskiego), tak by po podpaleniu z wentyli popłynął strumień ognia jak z zapalniczki. I nagle to, co do tej pory było mało ważne nabiera innego wymiaru- ogień nie niszczy roweru, staje się jego integralną częścią, choćby na chwilę, uniemożliwając w tym czasie jego użycie. Jeździć bowiem na wypełnionych gazem oponach rzecz niepodobna, cóż więc ma znaczyć tytuł? (Po polsku brzmiałby „Małe prawdopodobieństwo zakłóceń”). No cóż, jeśliby zatrzymać się nad zjawiskiem, obejrzeć płomień, aż do czasu gdy się dopali, skazujemy się na odpoczynek. Na kilka minut bez zakłóceń. Kojarzy mi się to trochę pogrzebowo, z patrzeniem na znicze, albo dogasający płomień świecy w oczekiwaniu na całkowitą ciemność.

Podejrzewam jednak, że moje skojarzenia mogą być sporą nadinterpretacją, zważywszy na zaplątanie w prawdziwe życie, do którego się na wstępie przyznałam. Sam artysta w filmie zamieszczonym na portalu youtube.com zdaje się być daleki od nostalgicznej powagi, stwierdzając z radością, że każdy rzeźbiarz powinien mieć choć jedną pracę w tematyce rowerowej i on po namyśle doszedł do wniosku, że rowerowi brakuje tylko gazu do zapalniczki i ognia.

I bądź tu mądry w kwestii tego, co autor miał na myśli.

Rozalia

 

Wiosna, wiosna i gestów mnóstwo

 

Człowiek ostatnio jest taki zabiegany, że nie może zebrać myśli. I pisząc człowiek, mam na myśli siebie. Wiosna, wiosną, a recenzja z wystawy zdaje się być ponad moje siły. Nie jest to myślę jedynie specyfika mojego nadwyrężonego umysłu, ale też sama wystawa jest tak bogata, że natłok pozostałości, wspomnień  po tym co na niej zastałam za nic nie chce się w nim poukładać.

I tak właśnie wpatruję się w ekran swojego komputera od bez mała dwóch i pół godziny, a nie napisałam jeszcze nic. Nie licząc powyższych, jakże mało znaczących zdań.

Jakaż to niecna wystawa sprawiła mi tyle kłopotu, spytasz Drogi Czytelniku. Śpieszę z odpowiedzią- w ciągu ostatniego tygodnia dwukrotnie zdarzyło mi się zgłębiać zawartość poznańskiej galerii Art Stations zatytułowaną  „Dla każdego gestu inny aktor”, której kuratorką jest Kasia Redzisz. Wystawę tą mogłabym zobaczyć jeszcze spokojnie ze 30 razy, bo jest długoterminowa- otwarta w połowie stycznie, potrwa aż do 4tego maja. Rysunek rozpanoszył się zatem na dobre w trzech pomieszczeniach wystawowych, wszędzie gdzie okiem sięgnąć rozmaite prace podkreślają jego związek z.. Właśnie to był mój podstawowy problem, jako osoby z chwilowym przestojem myślowym- związki i relacje, oblicza rysunku w kontekstach różnorakich i rozmaitych odniesieniach. Dobrze, że są tu i ówdzie porozkładane zupełnie sympatyczne foldery informacyjne, w których cenne informacje znajdzie podobny mi, zagubiony człowiek.

Już we wstępie folder podpowiada mi, że tytułowy gest, jego wymierzenie, celowe lub pozornie chaotyczne to właśnie, nic innego jak rysunek, za pomocą którego kuratorka wystawy buduje narrację. Znajduję w nim również, ku swojej uciesze, motywy dzielące ekspozycję na wspomniane wcześniej trzy przestrzenie wystawowe, co nieco rozjaśnia mi w głowie. Zauważyłam już wcześniej ów podział, zgadywałam, że były jakieś kryteria jego przeprowadzenia, a teraz wiem na pewno.

I tak na parterze budynku galerii, zaraz przy wejściu, wystawa energicznie się rozpoczyna. Linie kreślone są przez ruchy, powstają w wyniku artystycznego przedstawienia. Gesty Jarosława Kozłowskiego i Tony’ego Oricco, uwiecznione na płaszczyźnie są pamiątką po performance. Na parterze rozpoczyna się też łącząca wszystkie pomieszczenia praca Mirosława Bałki „Pisząc ciało”, która w założeniu obejmować wystawę liniami ruchów odwiedzających. Mogę z dumą napisać, że byłam jednym z wielu współtwórców tego dzieła- zaplątałam się w nią kilkakrotnie.

 

Obrazek

To nie tak, że uznałam to zdjęcie za jedyne interesujące, ale jedynie ono nie było rozmazane

Pozostałe sale oferują odwiedzającemu jeszcze więcej- mieści się w nich bez mała 30 prac wielu artystów, które łączy gest- spotkamy się z rozmaitymi artystycznymi środkami wyrazu. Pierwsze piętro, to miejsce, w którym przestrzeń między rysunkiem, a ruchem staje się przedmiotem rozważań. Okazuje się tam, że rysunek, może być oderwany od osoby (jak w przypadku pracy Tim’a Knowles’a, a także oparty o gest pozornie do sztuki nie przystający (kłania się intrygujący film Pierre’a Bismuth’a „Podążając za prawą ręką Zygmunta Freuda”). Kiedy podążając za nitką, jak mitologiczna Ariadne, trafiamy na poziom 2, jasne staje się, że zmienił się temat. W poprzednich salach królowały linie abstrakcyjne, a tu mamy do czynienia z ciałem w wielu odsłonach. Co zaskakujące, momentami robi się całkiem akademicko- dla mnie każda odmiana stanowi nie lada przyjemność, dlatego piętro drugie przykuło moją uwagę na długo i to za każdym razem. Odwiedzający znajdzie tam dużo artystycznych rozważań na temat upadku sprawności ciała (chociażby prace Gety Bratescu, czy Magdaleny Abakanowicz).

Wystawa jest różnorodna, naprawdę obfituje w działania, gesty i obiekty. Jak w supermarkecie z wyższej półki- każdy znajdzie coś dla siebie. No, przesadziłam pewnie z tym porównaniem, bo może Ci się, Drogi Czytelniku wydawać, że dopatruje się w tym kulturalnym wydarzeniu negatywnych aspektów. Nic bardziej mylnego. Mój zmęczony umysł podpowiada mi po prostu mgliste wizje szczęśliwych, wielopokoleniowych i dobrze sytuowanych rodzin, w których i wnuczek i cioteczka, a nawet dziadunio spędzą pożytecznie i miło sporo czasu zgłębiając wystawę „Dla każdego gestu inny aktor”.

Rozalia

 

 

 

 

Notatka na marginesie

Wychodząc z wystawy Dla każdego gestu inny aktor, mającej miejsce w galerii Art Stations, z pewnością można mieć odświeżone wyobrażenia dotyczące medium rysunku, jego właściwości i możliwości zastosowania. Ekspozycja, o której mowa, przyczynia się do weryfikacji poglądu zakładającego, że czas rysunku się skończył, jego potencjał został wyeksploatowany, że nie wnosi już ciekawych refleksji. Dzieje się tak, ponieważ wybór prac, jaki został dokonany na wystawę daje możliwość odnowionego spojrzenia na to medium. Jest to tym bardziej ciekawe – bo całość ekspozycji, na którą składają się niejednorodne prace, powstałe w różnym czasie, wyselekcjonowane na podstawie kryterium relacji rysunku z ciałem czy gestem, dają wrażenie spójności, wszystko zachowuje się tak, jakby było na swoim miejscu, nie ma elementu burzącego harmonię odbioru.
Pierwszy silny akcent wystawy ma swoje odbicie już w pierwszej prezentowanej pracy Pisząc ciało Mirosława Bałki. Widz, by w pełni odebrać ładunek z niej płynący, musi założyć pas, któremu towarzyszy szpula kolorowej nici, rozwijać ją w trakcie przemieszczania się, uwolnić się od niej dopiero na samym końcu. Im więcej odwiedzających wystawę – tym bogatszy rysunek na podłodze, więcej zostawionych śladów sugerujących obecność ciał, ich niezacierający się sposób poruszania. Wystawę ogląda się ze świadomością, że jest się jej twórczą częścią, jednocześnie wyobrażając sobie innych, którzy już wcześniej włożyli do niej swój wkład. Odnosi się wrażenie ciągłości.
Swoistą obecność również odczuwa się poprzez obcowanie z kolejną prezentowaną pracą, mianowicie z rysunkami naściennymi Tonego Orrico : Penwald 4: symmetry standing. Wrażenie obecności wywołane jest biologiczną charakterystyką tego dzieła, sugestywną formą, którą odnieść można do siebie, jak również do obecności innych. Z drugiej strony, czuć obecność artysty, jego wyreżyserowanych ruchów, które ostatecznie wydają się być ulotne tak samo jak ślady pozostawione przez widzów w postaci kolorowych nici leżących na posadzkach.
Innym aspektem, na który zwraca się uwagę, jest przypadkowość mająca wpływ na tworzenie rysunku – gdziekolwiek, jego nieuświadomiona/uświadomiona wszechobecność. Ciekawym jej odzwierciedleniem jest praca Williama Anastasi Rysunek kieszeniowy z 1968 roku, która przedstawia karteczki, na których poprzez ruch ołówka, umieszczonego w kieszeni (wraz z karteczką), wywołanego chodzeniem, powstały przypadkowe rysunki. Artysta tworzy sytuację, na której bieg nie ma wpływu. Daje jedynie możliwość jej zaistnienia. Efekt tej sytuacji wpływa na refleksję dotyczącą tego co nieuświadomione, przypadkowe oraz na to, jak wiele można pokazać – rysunkiem.
Ciało oraz jego fizyczna niemoc są również istotnym elementem ekspozycji. Idealizacja stojąca w opozycji do ułomności. Reprezentacyjną pracą, w tym właśnie kontekście wydaje się cykl Ręce Haliny Chrostowskiej, powstały na skutek ciężkiej choroby artystki, wywołanej zatruciem oparami kwasu azotowego, który przyczynił się do uszkodzenia nerwów dłoni oraz ogólnej fizycznej niemocy. Prace będące składowymi cyklu są odbiciami lub szkicami rąk artystki, które stworzyła by przeciwstawiać się ograniczeniom, ale także by oddać część prawa głosu swoim słabościom. Emanuje z nich siła charakteru Chrostowskiej, nie poddającej się chorobie i przyjmującej ją z dojrzałością i swoistym spokojem.
Przedstawione powyżej cztery prace znajdujące się na wystawie Dla każdego gestu inny aktor są jedynie drobnym unaocznieniem tego, co można zobaczyć w galerii Art Stations. Warto osobiście zobaczyć to, czego nie da się w dwóch słowach opowiedzieć. Warto wspomnieć, że nieopisaną zaletą ekspozycji jest niewątpliwie to, jak bardzo odświeża medium rysunku i przypomina o jego potencjale.
Kuratorką wystawy jest Kasia Redzisz,
wystawa trwa od 17.01 do 04.05.2014r.
artyści biorący w niej udział: Magdalena Abakanowicz, William Anastasi, Mirosław Bałka, Geta Brătescu, Pierre Bismuth, Halina Chrostowska, Kate Davis, Tadeusz Kantor, Tim Knowles, Jarosław Kozłowski, Edward Krasiński, Marcin Maciejowski, Dora Maurer, Jerzy Nowosielski, Tony Orrico, Carol Rama, Bruno Schulz, Alina Szapocznikow
emila

Linia, gest, ciało.

Linia, wszędobylska linia. Wyszła już nawet dalej, poza ścianę, płótno, ekran. Wybrałam jaskrawo niebieski. Podobno ostatnio ma wzięcie. Teraz ja przedłużam gest artysty. To ja prowadzę linię po wszystkich poziomach galerii. Pisząc ciało Mirosława Bałki, to praca, która przedstawia pięć skórzanych pasów wiszących na ścianie. Pachnie skórą. Do nich, do każdego z osobna, przymocowane są szpule z kolorowymi nićmi. Można wybrać, założyć na pas i prowadzić linię, systematycznie ją rozwijając. To pierwsza praca na poziomie 0.

935516_10151856411276924_1500062735_n

Mirosław Bałka, Pisząc ciało, 2013/14

resizedimage600399-balka3

Jestem na wystawie Dla każdego gestu inny aktor w galerii Art. Stadion.

Nić może towarzyszyć widzowi przez cały czas oglądania wystawy. Ciekawe rozwiązanie, choć momentami nieco irytujące, bo cały czas pamiętać trzeba, żeby nić rozwijać i nie daj Boże wchodzić z nią do windy. A zatem moją uwagę (nici również) przykuwa to, co powstało na tym samym poziomie. Penwald: 4: symmetry standing Tonego Orrico.

tony-orrico

Tony Orrico, Penwald: 4 : symmetry standing, 2014

Na białej ścianie mamy zapis gestów Orrico, wypracowanych przez artystę-tancerza, w sposób równoczesny nanoszący rękoma grafitowe zapętlone linie. Na jednej ścianie, za pomocą wypracowanego gestu artysty, stworzone zostały trzy niby kule, każdą rysował cztery godziny. Mam skojarzenia z półkulami mózgu, z płucami, z czymś biologicznym. Wielość linii hipnotyzuje mnie. Mogę stać i patrzeć przez długi czas. Mam wrażenie, że tan rysunek chce mnie wchłonąć.

Zostawiając gesty, udaję się w towarzystwie jaskrawej niebieskości na poziom 1. Tutaj głównym bohaterem jest relacja rysunek-ruch w przestrzeni. Są prace, które pokazują rezultat ekspresji artysty (William Anastsi, Bez tytułu).

dla-kazdego-gestu-inny-aktor-art-stations-foundation-fot-bartek-busko-004

William Anastasi, Bez tytułu, 1966/2014

Farba, głęboka czerń, rozlana na białej ścianie. To pomysł artysty z 1966 roku. Kontrast działa na mnie. Czerń rozbryźnięta jest na białej ścianie, a na ścianie obok, czerń spływa spokojnie spod sufitu po podłogę. Jest w tym coś niepokojącego, monumentalnego. Jednak nie rozumiem, jak można taką pracę, będącą przecież działaniem w konkretnym miejscu, powierzyć komuś, nie artyście. Czuje się oszukana.

W tej samej sali stoi telewizor. Razem z linią, jakże mi posłuszną, udaję się śpiesznie zobaczyć projekcję. Krótkie nagranie z lat 30. XX w. Podążając za prawą ręką Zygmunta Freuda, 2009, pokazuje wspomnianego mężczyznę w sytuacjach bardzo codziennych. Głaszcze psa, pije kawę, gestykuluje podczas rozmowy. Jego gesty prześledził Pierr Bismuth. Prześledził i zarejestrował na filmie w formie samorysującej białej linii na równocześnie wyświetlanym obrazie. Gest jest tutaj bezpośrednim nawiązaniem do automatyzmu Freuda i do zagadnienia przypadku w procesie rysowania.

Pozostaje poziom 2. Prace przywołują ważność ciała, bez którego gest nie jest możliwy, a co za tym idzie i rysunek. Tutaj moją uwagę przykuwa praca Haliny Chrostowskiej Ręce z 1974-75 roku.

chrostowska1

Halina Chrostowska, Ręce, 1974-75

Artystka na skutek zatrucia oparami kwasu azotowego i związanego z nim uszkodzenia nerwów dłoni, musiała przerwać pracę w dotychczas stosowanych technikach. Prezentowane rysunki ołówkiem i pastelami są próbą utrzymania się w kondycji. Walki o niezatracenie sprawności.

Na tym poziomie odnajdziemy kilka prac poruszających kwestie ciała ograniczonego. Borykającego się z chorobami, z pewnymi dysfunkcjami. Zauważam dominację prac wykonanych przez kobiety i o kobiecym ciele. Reprezentacją mężczyzn jest kilka prac Nowosielskiego, Bruno Schulza, Kantora na których ciało kobiece nie ulega deformacji, rozczłonkowania. Jest jednością. Odnoszę wrażenie, że kobiece ciało pokazane jest tak, jak by tego życzył sobie przeciętny mężczyzna- piękne, witalne, a nawet poddańcze mężczyźnie (Nowosielski, Erotyk- para).

nowosielski_bez_tytulu_zespol_trzech_rysunkow__0

Jerzy Nowosielski, Bez tytułu (Erotyk-para), 1962

 

Interesujące jest, jak kuratorka Katarzyna Redzisz, prezentuje widzom tyle prac powstałych na przestrzeni wielu lat, zachowując dla wszystkich wspólny mianownik. To subtelne działanie sprawia, że wystawa jest spójna, przejrzysta i potrafi w wybranych miejscach (trzy poziomy) odpowiednio położyć akcent na: działanie, gesty w przestrzeni i ciało.

Nić się skończyła. Zostawiam po sobie ślad.

 

Ola Jaraszkiewicz

 

 

 

Mao Mao

Obrazek
Praca ta jest jednym z elementów cyklu zdjęć Wang Tonga „Mao on the Wall”. Artysta w latach 1994- 2003 odnajdywał i uwieczniał pozostałości po chińskiej Wielkiej Rewolucji Kulturalnej (1966-76). Konkretniej, jak wskazuje tytuł projektu, szukał wizerunków Mao Zedonga, które były niemalże jedyną, ówcześnie dozwoloną i popieraną formą działalności plastycznej w Państwie Środka. Tylko prawdziwy rewolucjonista, który uważał Przewodniczącego za wschodzące słońce, mógł popełniać tego typu dzieła. Na przytoczonym zdjęciu, nie bez kozery, oko widza skupia się na majestatycznym portrecie. To typowe przedstawienie, dzięki historycznej sile, jakby ciąży i unosi się w powietrzu. Dominuje przestrzeń, chcąc odwrócić uwagę obserwatora od konsekwencji tego „zapatrzenia”. Widzimy tu i przyczynę i skutek. Mao i ruiny. Nadzieję, która okazała się wielką pomyłką. Szarobury świat, który nie zdążył się odbudować. Ograniczoną perspektywę i Mao, na którego wciąż kierujemy oczy. Murale tworzone podczas ruchów masowych były jednym ze sposobów manifestowania poglądów rewolucyjnych jak i skutecznym środkiem propagandy. W cyklu Wang Tonga poznajemy skrawek minionej rzeczywistości, jednocześnie zadając pytanie o jej wpływ na współczesne realia Chin. Sugeruje to, że być może historia nie postarała się, by dokładnie ocenić i wyciągnąć wnioski z przeszłych wydarzeń. Świadczy o tym fakt, że wielu młodych mieszkańców Państwa Środka nie ma pojęcia o tym, czym była Rewolucja Kulturalna, a Mao wciąż posiada aurę mistyczną.
Statek płynący przy wschodzie słońca, w dolnej części, również wyraża pewne nadzieje. Rozwój i świetlaną przyszłość pod okiem Przewodniczącego, który utożsamiany był ze słońcem- czerwonym. Tu brakuje tej czerwieni. Całość, w ograniczonej kolorystyce wywołuje melancholię. Zlewa się z niebem, być może chmurnym, być może przesłoniętym smogiem. Ma się wrażenie, że walki dopiero co się skończyły, nie ma perspektyw, wszystko okryte jest mglistą atmosferą. I wciąż Mao – powraca jak mantra.
Dla artysty, z pewnością, cykl ten miał osobisty charakter. Jakby chciał się rozliczyć ze swoją historią jak i historią całego narodu. Jeszcze raz spytać o sens oraz powód.
emila

W wirze transakcji.

Fotografia Chicago Bard of Trade II, 1999 jest zapisem tego, co dzieje się na giełdzie towarowej w Chicago. W miejscu handlu, obrotu dużymi pieniędzmi widać zgromadzoną masę ludzi w kolorowych ubraniach, żywo gestykulujących, wpatrzonych w monitory piętrowo zawieszonych telewizorów. Trudno dokładnie powiedzieć, co jeszcze robią, ponieważ Gursky pokazuje pracowników giełdy z daleka. Nie jest to perspektywa uczestnika, raczej obserwatora jak gdyby podwieszonego pod sufit. Ten zabieg, wybór takiej perspektywy sprawia, że ludzie zlewają się w jedną masę.

andreas-gursky-chicago-board-of-trade-ii-1343753940_b

Andreas Gursky Chicago Board of Trade II, 1999 73 x 95 cm

Pracownicy skupieni są wokół telewizyjnych wież, siedzą ciasno na czymś, co przywodzi na myśl trybuny. Na podłodze leżą chaotycznie rozrzucone białe kartki. Uderzają kolory: żółty, pomarańczowy, zielony, biały, niebieski, brązowy, szary. Ogólny chaos sytuacji sprawia, ze szczegóły zacierają się. Horror vacui- takie mam skojarzenie, kiedy pierwszy raz widzę Chicago bard. Pole obrazowe wypełnione jest po brzegi. Wizualnie zagospodarowany jest cały obszar. Nie ma tu jednego bohatera. Jest wielu anonimowych. Szczegóły nie są ważne. Nie można skupić się na czynnościach wykonywanych przez jednostkę. To nie jest istotne.

zcs_08_andreas_gursky_architecture_013

Andreas Gursky, Chicago Board od trade II, fragment

Zebrani pracownicy z lewej strony pola obrazowego tworzą coś w rodzaju okręgu. To samo, tyle, że intensywniej, gęściej, dzieje się na dalszym planie. Ciasno skupione ciała wyglądają, jakby były w wirze spływającej barwnej lawy. Tak, jakby masę wciągał bezlitosny wir. Czuję się wciągnięta.

Gursky poddaje cyfrowej obróbce swoje fotografie. W tej, gesty zdenerwowanych pracowników są rozmazane. Taki zabieg podkreśla charakter działania człowieka w tym konkretnym skupisku. Autor wzmacnia tym samym dynamizm przedstawienia.

Patrzę na tę kolorową masę zaabsorbowaną zarabianiem kasy, gestykulującą, rzucającą hasła, przebijającą ceny i myślę sobie, że maluczki człowiek jest tu kolorowym elementem machiny. Jest trybikiem potrzebnym do napędzania globalnego interesu. Parkiet giełdy jest żywiołem, miejscem aktywności, globalnego szaleństwa, wręcz opętania.

Gdyby tak zmrużyć oczy i jeszcze raz spojrzeć na fotografię, nasuwa się skojarzenie z obrazami action painting. Dynamizm chlapnięć, siła wizualna przywołanych obrazów ma podobną moc. Gursky z fotografii tworzy obraz.

Jest to jedna z serii fotografii Gursky’ego, którego tematem są międzynarodowe giełdy m.in. w Hong Kongu, Singapurze, Chicago.

Ola Jaraszkiewicz

Kobieta o dwóch (?) twarzach

 

Chyba jeden z najlepiej wypromowanych na Facebooku niemieckich artystów, Sebastian Bieniek, znów wciąga odbiorcę w ciekawą grę znaczeń w cyklu 22 fotografii „Doublefaced”. Zapewne wielu z nas, przeglądając sławny portal społecznościowy, napotkało się na niektóre z prac artysty. W moim przypadku, to fanpage Olafura Eliassona, który regularnie publikował poczynania Bieńka, nakierował mnie na lepsze poznanie jego twórczości.

„Doublefaced” jest na pozór następną, płytką i dążącą do zbytniej oryginalności pracą. Na pozór jednak. Każda z 22 fotografii ukazuje postać/portret (?) różnych kobiet. Ich twarze są tak zakryte włosami, że widać tylko jedno oko, drugie zaś jest namalowane w okolicach policzka, wraz z nosem i ustami. Ta dorysowana twarz, na pierwszy rzut oka, wygląda bardzo realnie, dopiero po chwili odbiorca zdaje sobie sprawę, że coś nie tu gra.

Sam tytuł jest bardzo sugestywny. „Doublefaced” ukazuje kobiety o wielu twarzach, a także wieloznaczność kobiecej natury. Dorysowane twarze mogą wskazywać na żmudny proces codziennego makijażu, który tworzy fałszywy obraz kobiety, która ciągle dąży do idealnego piękna, promowanego przez media. Ale nie tylko. Ta sztuczna, doklejona twarz może wskazywać również nałożone na kobiety stereotypy i sposoby zachowania w społeczeństwie. Po chwili przecież dopiero odbiorca zauważa prawdziwe, spoglądające i jednocześnie przeszywające oko kobiety.

Sebastian Bieniek w prosty sposób opowiedział niejednoznaczną historię i wywołał szereg problemów, które przy pierwszym spojrzeniu mogłyby się wydawać tanie i kiczowate.

double-faced-portraits-sebastian-bieniek-designboom-31 double-faced-portraits-sebastian-bieniek-designboom-300 double-faced-portraits-sebastian-bieniek-designboom-301

 

Dla każdego gestu inny aktor

 

To wystawa niezwykła, różna od tych, które zazwyczaj można oglądać w poznańskich galeriach. Ukazuje bowiem rysunek w zupełnie innym świetle i redefiniuje jego znaczenie w sztuce. Rysunek często był postrzegany jako etap przygotowania właściwegoię dzieła i, nie oszukujmy się, traktowany „per noga”. Ta wystawa udowadnia, że rysunek odgrywa znaczącą rolę w działaniu artystycznym i oferuje szerokie spektrum możliwości. Zebrane prace pokazują, że rysunek nie ogranicza się tylko i wyłącznie do tradycyjnej formy, wykonanej na kartce papieru, ale może przyjąć różne postaci.

Ekspozycja jest podzielona na trzy działy rozmieszczone na kolejnych piętrach. Każdy z nich przedstawia wybór różnych, ale powiązanych wzajemnie prac.

PARTER

To przestrzeń performance’u, gdzie rysunek jest elementem starannie wyreżyserowanego gestu. W przypadku prac Tonny’ego Orrico „Penwald Drawings” i Mirosława Bałki „Pisząc ciało” kreska, zarysowana w wyniku działania ciałem, jest ulotna i nietrwała. Tutaj liczy się bardziej proces, niż efekt. W pracy Jarosława Kozłowskiego natomiast równie ważny jest efekt działania performatywnego: rezultatem wielokrotnego pokrywania grafitem akruszu papieru jest dostrzegalna trójwymiarowość rysunku. Tym samym artysta łamie konwencję i zbliża rysunek do formy rzeźbiarskiej.

1.PIĘTRO

Prace zaprezentowane w tej przestrzeni ukazują wszechobecność i pewną przypadkowość rysunku, który powstaje także poza kontrolą twórcy. Artysta stwarza warunki wyjściowe, zestawia przedmioty, ale samo działanie odbywa się bez jego udziału: ółowek pozostawia ślady na kartce papieru zgodnie z ruchem człowieka, w którego kieszeni artysta umieścił oba przedmioty (William Anastasi, „Rysunek kieszonkowy”); atrament swobodnie zalewa papier w czasie transportu kurierskiego, tworząc zapis drogi (Tim Knowles, „MK3 Rysunek pocztowy Fed EX – 86617353514,11.11.2008”).

2. PIĘTRO

Wspólnym mianownikiem prac zebranych w tym dziale jest ciało kobiece. Zestawiono tu stosunkowo tradycyjne akty Brunona Schulza i Jerzego Nowosielskiego, idealiujące kobiecą cielesność, z pracami Magdaleny Abakanowicz („Katarakta”) i Haliny Chrostowskiej („Ręce”), ukazującymi degradację ciała.

Prace zebrane na wystawie „Dla każdego gestu inny aktor” odznaczają się różnorodnością wykonania i podjętej tematyki, ukazując nadal niedoceniany potencjał rysunku jako medium artystycznego.

Jarosław Kozłowski, Drawing Fact XXIV

 

Rysunek w pigułce

      Od 17 stycznia w galerii Art Stations możemy oglądać wystawę Dla każdego gestu inny aktor. Wydarzenie rozpoczyna dziesiąty rok działalności Art Stations Foundation by Grażyna Kulczyk. Ekspozycja prezentuje wybrane prace osiemnastu artystów zajmujących się różnymi mediami w sztuce. Motywem przewodnim jest rysunek, zarówno od strony technicznej, ale szczególnie ideowej. Wystawa zawiera w sobie program zarówno wystawienniczy, jak i performatywny. Prace rozmieszczone są tematycznie na trzech poziomach. Każdy z nich, korespondując ze sobą, prezentuje różne spojrzenie na problematykę rysunku i jego funkcji.

      Na parterze znajdują się trzy prace ukazujące performatywny aspekt rysunku. Jedną z nich jest praca Tony’ego Orrico Penwald: 4: unison symmetry standing, który w swoim trzydniowym performansie utworzył na białej ścianie trzy niezwykłe prace narysowane podczas kilkugodzinnego „tańca” artysty. Punktem wyjścia dla pracy twórczej jest wypracowana przez artystę praktyka fizycznej symetrii. Praca ta koresponduje z obrazem Jarosława Kozłowskiego Drawing Fact XXIV, który również mówi o istotnym aspekcie jakim jest akt tworzenia dzieła. Bardzo ciekawy aspekt rysunku przedstawia praca Mirosława Bałki Pisząc ciało, w którym to zwiedzający sam tworzy rejestr podróży po galerii, zostawiając za sobą kolorową nić.

   Następny poziom rozpoczyna praca Edwarda Krasińskiego. Fotografia przedstawia iluzję kilku przestrzeni w jednym miejscu. Artysta działa czynnikiem ironii i autoironii, stwarzając dystans do rzeczywistości, odrealnia ją i nadaje nowe znaczenie.

    Prace Tima Knowles MK3 Rysunek pocztowy Fed EX-8666 1735 3514 i Williama Anastasiego Rysunek kieszeniowy stawiają pytanie na ile rysunek jest wstanie przekazać daną treść bez bezpośredniej kontroli artysty. Pomysł i zapis to dwie odrębne rzeczy, a wynik jest nieznany nawet przez wykonawcę. Powstaje ślad na papierze ukazujący dynamikę owej drogi. Zastanawiamy się nad rolą podświadomości i przypadku w rysunku.

   Kolejną odsłoną rysunku przestawia film Uwaga!… malarstwo Tadeusza Kantora z 1957. Artysta pokazuje proces powstawania obrazu informel, jednocześnie zapisując gesty charakterystyczne przy wykonywaniu prac. Efektem jest przestrzenna linia uwieczniona na filmie.

    Poziom ostatni przedstawia związek rysunku z ciałem. Stara się zapamiętać i utrwalić to co dla człowieka jest często tematem przemijana, chorób, życia czy przeżyć intymnych. Ciało opisane z punktu widzenia kobiety to odpowiedź na otaczające schematy traktowania. Akty Brunona Schulza i Jerzego Nowosielskiego pozostają zapisem ciała i jego sfery intymnej. Dochodzi do krytycznego dialogu z pracami artystek opisujących cierpienia i choroby, których obraz staje się świadectwem fizycznej bezsilności. Takie prace jak Katarakta Magdalena Abakanowicz, czy Wypadek Grety Brătescu są świadectwem niedoskonałości ludzkiego ciała, jego ułomności i przeciwieństwem wobec idealizacji kobiecego ciała, oglądanego przez męskie oko dla uciechy. Tutaj kobiety mówią o sobie i mają władzę nad tym jak chcą przedstawić siebie i swoje doznania. Starają się przekroczyć granice ułomności fizycznej i nadal tworzyć. Są świadectwem niedoskonałości ludzkiego ciała, jego ułomności i sprzeciwiają się wobec idealizacji kobiecego ciała.

   Dzieło Ręce Haliny Chrostowskiej powstało w czasie choroby artystki spowodowane zatruciem oparami kwasu azotowego. Kiedy zostały uszkodzone nerwy dłoni zmuszało to artystkę do przerwy w pracy nad grafiką warsztatową. Udało jej się stworzyć na papierze ślady dłoni mówiące o poruszającej próbie przezwyciężenia wszelkich ograniczeń fizycznych.

   Hańba Kate Davis to odrysowane fragmenty ciała na reprodukcjach modernistycznych aktów Amadeo Modiglianiego, które kwestionują ideały nadane kobiecemu ciału kolejno w historii sztuki. Natomiast fotografie Zobiektywizowane obrysy Dóry Maurer przedstawiają obracającą się sylwetkę kobiety, stopniowo malowanej w nierówne czarne linie, które są metaforą spojrzeń na ciało kobiety. W pewien sposób możemy ją ocenić chłodno, z dystansu, tylko patrząc powierzchownie. Nie widzimy jej oczu, które są „zwierciadłem duszy”, modelka z każdą klatką pokazuje więcej i więcej, ale tylko ciała. Jest dla nas anonimowa, bez większych emocji porusza się jak ustawiony model. Potraktowanie jej w sposób przedmiotowy jest odpowiedzią na użycie kobiety we współczesnych czasach do celów marketingowych.

    Wybrani artyści prezentują dojrzałe spojrzenie na temat rysunku, oparte na wiedzy i doświadczeniu. Prace pokazują przede wszystkim warsztat myśli i idei twórców. Ukazują rysunek jako forma wyrazu, opisu, obserwacji, czy zabawy. Wystawa nie jest monotonna dzięki wykorzystaniu różnych mediów jakimi posługuje się sztuka. Ekspozycja zasługuje na uwagę szczególnie, że sięga do prac artystek i artystów od lat 30. do czasów współczesnych.

Celestyna

 

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

 

Obiekt przejściowy performance Dawida Marszewskiego

Obiekt Przejściowy porusza problem uprzedmiotowienia człowieka. Marszewski umieścił się w sali wraz z sztucznym, białym pieskiem chińskiej produkcji. Zabawka została zaopatrzona w energooszczędne baterie, których żywotność wyznacza czas trwania performance. Piesek chodzi po podłodze, na której został usypany napis Obiekt przejściowy – chodząc rozmazuje litery i piskliwie szczeka. Pod koniec działania artysta jest widocznie zmęczony kakofoniczną obecnością psa, co nasuwa pytanie o to, kto jest w tym wypadku we władaniu kogo? Marszewski właściwie nie porusza się i dzielnie znosi uciążliwe szczekanie sztucznego, ruchliwego przedmiotu, co stwarza wrażenie, iż jest on bardziej żywy od człowieka. Pojawia się tu hierarchiczność obiektów znajdujących się w sali. Chiński animowany produkt wyemancypował przestrzeń i zajął wyższy szczebel na hierarchicznej drabinie niż jego właściciel.

Obrazek